niedziela, 1 grudnia 2013

Cynamonowy zapach adwentu

  W tym roku adwent jest dla mnie nie tylko oczekiwaniem na Boże Narodzenie. Jest to też oczekiwanie, na wyjazd do Polski, na spotkanie z najbliższymi. Święta Bożego Narodzenia to dla mnie przede wszystkim zapach pierników, cynamonu, słodki smak ciast, które uwielbiam i piec i jeść. 
  Postanowiłam rozpocząć adwent ciastem cynamonowym od Pauliny Kolondry. To był naprawdę dobry wybór. Ciasto robi się dość szybko, a jego wykonanie jest dość niecodzienne. Niestety moją tortownicę zostawiłam w Polsce i musiałam użyć keksówki, przez co kroiłam kawałki szersze niż 5 cm. 
  Ciasto jest idealne do porannej kawy. Otula zapachem i ciepłem, cynamon delikatnie rozgrzewa i nastraja pozytywnie na nowy dzień. Sprawia, że świat łagodnieje i nadaje dystansu do problemów.   Kocham tę psychoterapeutyczną moc smaków i aromatów.

Może te ślimaczki nie są idealnych kształtów, ale któż by się tym przejmował ;-) W przypadku tego ciasta liczą się tylko smak i aromat.

niedziela, 17 listopada 2013

Łeeee, marchewkowe? :/

- Kochanie, w tym tygodniu to ja upiekę jakieś ciasto marchewkowe, ok? Takie będzie cynamonowo-pienrnikowe.
- Łeeeee, marchewkowe? Z marchewki? No dooobra.
- Dobre będzie, zobaczysz. A za tydzień spróbuję te z buraczków.
- Z jakich buraczków? Poważnie?

No i upiekłam ciasto marchewkowe wg przepisu znalezionego na mojej ulubionej Kwestii smaku. Wyszło idealnie, nie chwaląc się oczywiście. Sceptycznie nastawiony Mąż pomógł mi w przekrajaniu ciasta na pół, prezentując typowo inżynierskie podejście, dzięki któremu nic się rozkruszyło, nic nie rozwarstwiło - wyszło perfekcyjnie :). 

Jak to zazwyczaj z ciastami marchewkowymi bywa, w ogóle tej marchewki nie czuć. Czuć za to cynamonowy aromat, idealny na ten przedświąteczny czas. Krem z serka Philadelfia i cukru pudru rozpływa się w ustach. To ciasto idealne do kawy - jej aromat wspaniale współgra ze słodyczą kremu i dopasowuje się do rozgrzewającego aromatu cynamonu. 
Nic tylko rozłożyć się na kanapie, przykryć kocem, zapalić świece i po prostu być ze sobą. 


niedziela, 3 listopada 2013

Pierwsze ciasto na obczyźnie :)

   Oj dużo się ostatnimi czasy działo. Zakończenie pracy, pożegnania z rodziną i przyjaciółmi, pakowanie, przeprowadzka, rozpakowywanie, załatwianie spraw urzędowych, pierwszy dzień w nowej pracy. W końcu nadszedł spokojny weekend, czas na to, żeby wstać o 10tej, pocelebrować śniadania, wypić poranną kawę w łóżku, pospacerować, leniuchować, no i oczywiście przygotować dobre jedzenie w spokojnym tempie. Ze spokojem wdychać zapachy pieczonego ciasta, kawy. Zamknąć oczy podczas gdy bita śmietana i chałwa rozpływają się w ustach. Naładować wyczerpane do reszty akumulatory.
   Pierwsze ciasto upieczone w moim nowym królestwie pochodzi z ... jednego z przepisów znalezionych na stronie internetowej Biedronki. :) Amerykańskie brownie (bo tak się nazywa) nie zawiera ani sody oczyszczonej, ani proszku do pieczenia, dzięki czemu jego zwarta struktura rozpływa się w ustach, idealnie dopasowując się przy tym do smaku kawy o poranku.



Moje nowe królestwo.


niedziela, 13 października 2013

W trakcie wielkich zmian trzeba upiec ciasto :)

  Ostatnio mój świat kręci się szybciej niż kiedykolwiek. Nadchodząca wielkimi krokami przeprowadzka do Norwegii, tęsknota za Mężem, który już tam jest, wieczorne lekcje norweskiego, odloty i przyloty, związane również ze znalezieniem pracy w Bergen. Na to, żeby zjeść, jest mało czasu (-6kg), a na to, żeby ugotować coś dobrego jeszcze mniej. 
    Ale tak, jak uzależniona jestem od czekolady, tak jestem uzależniona od pichcenia i "stania przy garach". Tęsknota za chwilą by przygotować coś dobrego przybrała na sile i w końcu udało mi się wygospodarować chwilkę, by upiec ciacho. Niestety tym razem tylko dla siebie i ewentualnie kolegów z pracy :). 
    Przepis znalazłam już dawno, jednak dopiero teraz "przyszedł na niego czas". 
  Ciasto jest proste i szybkie do wykonania, a efekt niewspółmiernie dobry w stosunku do kilkunastu minut, które zajmuje przygotowanie ciasta. Słodka, delikatna kruszonka przyjemnie chrobocze w ustach, a upieczone pod nią jabłka przyjemnie się w jej otoczeniu rozpływają. 




wtorek, 10 września 2013

Doprowadzam się do porządku

   Ostatnie dwa tygodnie były ciężkie. Pożegnania i rozstania są czymś, czego bardzo nie lubię, zwłaszcza jeśli dotyczy to najbliższych mi osób. Mąż wyjechał do Norwegii za chlebem i lepszą pracą, w której nie będzie musiał tyrać jak dziki osioł i dodatkowo zostanie doceniony za swoją wiedzę. Ja zostałam (jak na razie) w Polsce w mieszkaniu, w którym już nikt mnie nie rozśmiesza, przytula, smyra... Z łzami w oczach wysłałam dziesiątki CV, w lodówce powiewa pustką, bo nie mam motywacji do gotowania ani pieczenia, wszystko wydaje mi się bez sensu... Po co aranżować przestrzeń w mieszkaniu, skoro niedługo być może się z niego wyprowadzę, po co gotować wyszukane potrawy, skoro nikt inny poza mną nie będzie mógł ich posmakować... 
   Powoli jednak doprowadzam się do porządku. Codziennie rano pustka wymierza mi policzek, ale uczę się powoli nie dawać jej za wygraną.
   W ramach akcji opróżniania zamrażarki (a tyle truskawek sobie pomroziłam, o chęci mrożenia innych owoców nie wspomnę) wyjęłam krewetki i wyklikałam przepis na faszerowaną cukinię na niezawodnej Kwestii Smaku. Od siebie dodałam świeżą kolendrę. I udało mi się nawet nie posolić obiadu łzami.
   Polecam tę cukinię z pysznymi chrupiącymi orzeszkami.

Jednego dnia pierwsza połowa, drugiego - druga.

Kolory jak z teledysku Lany del Rey.

Ja jadłam tę cukinię z ryżem, ale wg przepisu można zastąpić go makaronem.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Zostały tylko skórki...

... z pomidorków, bo tak się ładnie upiekły, że słodziutki miąższ można było wręcz wycisnąć ze skórki. :) 
Najlepsza focaccia jaką jadłam. Na początku nie wiedziałam, po co w niej te ziemniaczki, ale już po pierwszym kęsie poczułam. Delikatny posmak pieczonych kartofelków i puszyste ciasto o chrupiącej skórce. Do tego jedliśmy leczo z bocznikami, ale zdecydowanie mogłabym wszamać samą focaccię. Choć, uwaga, jest bardzo sycąca.
Jedna blaszka wystarczyła nam na dwa dni. Dzięki temu mogliśmy się dłużej nią delektować.
Oregano - świeże z balkonu i trochę suszonego. Wspaniały aromat.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Katuję się, by jeść cudowności :)

   Tak, tak... spędzam kilka godzin dziennie na intensywnych treningach po to, by:
  1. czuć się dobrze we własnym ciele, akceptować je i móc stanąć przed lustrem i stwierdzić, że dobrze wyglądam (a jeszcze niedawno wydawało mi się to zupełnie niemożliwe)
  2. móc bezkarnie zjeść o jeden (no dobra, może dwa) kawałki ciasta/kostki czekolady/ciasteczka więcej niż zwykle :)

   No i żeby nie wciskać w tego mojego biednego Męża całych blach ciast, które piekę (ostatnio namiętnie i prawie już nałogowo).
   Tym razem wypróbowałam szarlotkę z malinami - przepis zaczerpnięty z książki Elizy Mórawskiej (cudowny prezent urodzinowy). Wyszła jak z obrazka :) 
  Słodki, ale jednocześnie orzeźwiający smak owoców i kruchość delikatnego ciasta rozpływającego się w ustach. Pyszności :) 
Trochę z oddali...
... i lekki zoom :)

niedziela, 11 sierpnia 2013

Śniadanie to podstawa

   Nie potrafię wyjść z domu bez śniadania. Jak tylko zamykam za sobą drzwi od mieszkania z pustym żołądkiem, mój brzuch zaczyna ze mną rozmawiać. I nie jest to rozmowa miła, warczy na mnie, zaczyna mnie nawet szantażować, że zaraz sam się zacznie trawić. Nie żartuję. Nie mogę zrozumieć osób, które rano piją tylko kawę i pierwszy posiłek jedzą ok. 10-11. Do tego czasu chyba umarłabym z głodu. 
   Pierwsze co robię po porannym prysznicu to otwarcie lodówki i przygotowanie śniadania dla siebie i Męża. Zarówno tego pierwszego posiłku, jak i drugiego, do zabrania ze sobą do pracy.
   Mój jadłospis na drugie śniadanie to najczęściej jogurt naturalny z muesli, świeże owoce i warzywa, sałatka z pieczywem typu maca, kawałek domowego ciasta i do tego jakaś herbatka ziołowa. 
   W związku z tym, że zazwyczaj biorę ze sobą śniadanie składające się z kilku różnych małych porcji, do tej pory pakowałam je w osobne plastikowe pudełka do przechowywania jedzenia. Te z kolei albo wpychałam do torebki lub nosiłam je w papierowej torbie. 
  W pewne sobotnie przedpołudnie oglądałam program Szczypta Smaku, w którym tematem przewodnim był "Lunchbox". Na końcu, wszystkie przygotowane przez prowadzące potrawy trafiły do wdzięcznego kolorowego pudełka śniadaniowego, a raczej trzech pudełek spiętych ze sobą rączką. I od tego momentu rozpoczęło się moje poszukiwanie idealnej śniadaniówki. 
   Przeszukałam setki stron internetowych, wyczerpałam wszystkie znane mi metody wyszukiwania informacji w internecie i nigdzie nie znalazłam lunchbox'u, który by mi odpowiadał. 
   Jak to jednak zazwyczaj bywa, na najprawdziwsze cudeńka trafia się przez przypadek. Tak było i tym razem. 
   Na swoją wymarzoną śniadaniówkę natknęłam się na wyprzedaży w  ... empiku :). Uśmiechała się do mnie z półki. No i na dodatek jest w moim ukochanym, zielonym kolorze :)
   
Koledzy z pracy śmieją się, że wygląda trochę peerelowsko :) Jutro znajdzie się w nim domowa drożdżówka ze śliwkami i czekoladą.

Trzy osobne pojemniczki - w każdym może być coś innego.

Uwielbiam muesli, chyba nawet bardziej niż ciastka :)

Oj, zaplątała się biała porzeczka :)

wtorek, 30 lipca 2013

Uzależniające brownie

   Pierwszy przepis z urodzinowych książek wypróbowany. Brownie z suszonymi śliwkami sparzonymi w naparze z mocnej czarnej herbaty z książki "White Plate - słodkie". 
   To ciasto uzależnia. Smakuje jak najlepszej jakości śliwki w czekoladzie. Można je jeść palcami i głośno je oblizywać po każdym kęsie. Przy takim cieście to żaden wstyd, a raczej naturalny odruch. 





poniedziałek, 22 lipca 2013

Ptaszek odleciał. Zostawił tylko jajeczko i piórko...

   W naszej kuchni brakuje jeszcze wielu rzeczy, a lista tych "niezbędności" powiększa się z każdą moją wizytą w sklepach internetowych i blogach wnętrzarskich. Jednak już od dłuższego czasu widniały na niej kieliszki do jajek. 
   Mam bzika na punkcie porcelany dobrej jakości - białej, pastelowej, prostej i pięknej. Kieliszków do jajek szukałam już dość długo. Idealne znalazłam w końcu na portalu pakamera.pl. Porcelana, jaką tworzy KALVA jest piękna w swojej prostocie, a zarazem bardzo oryginalna i lekka. Idealna do towarzystwa przy celebrowaniu wspólnych chwil przy kubku z gorącą herbatą, czy leniwym śniadaniu. 
Przyleciał ptaszek, zostawił nam jajeczko i dwa piórka, które przykleiły się do porcelany na dobre.

Urodzinowe kukbuki :)

   Uwielbiam zapach farby drukarskiej, zapach świeżego ciasta i włoskiej kuchni. Moi najbliżsi dobrze o tym wiedzą i z okazji urodzin sprezentowali mi dwie książki kucharskie: Nigellissimę i White Plate. Słodkie. Połączenie zapachu farby drukarskiej, pięknego papieru, cudownych zdjęć, na widok których cieknie ślinka, pięknych słów o rozkoszy, jaką daje poznawanie nowych smaków i celebrowanie jedzenia. 
No i 26 lat na karku...

Nie mogę się napatrzeć. W weekend pierwsze ciasto z białego talerza :)

niedziela, 14 lipca 2013

Czereśniowy zawrót kokosowej głowy

   Większą część soboty spędziłam w kuchni. Najlepiej rozmyśla mi się (a ostatnio mam o czym) przy pieczeniu, pichceniu, przyprawianiu i smakowaniu. Oprócz ugotowania zupy cebulowej, upiekłam również ciacho. Nie byle jakie, bo czereśniowe. Mój Mąż jest nim zachwycony, świadczy o tym również fakt, że z całej blaszki zostały już tylko 4 kawałki. W sam raz na jutrzejsze drugie śniadanie do pracy. Miłe wspomnienie wspólnego, ciepłego weekendu. 

Kokosowo-maślana kruszonka i ...

... czereśnie otulone budyniową kołderką. 

Francja cebulowa elegancja i szyk

   Jakiś czas temu ugotowałam swoją pierwszą zupę. Pierwsze kroki w tej dziedzinie już za mną, postanowiłam więc upichcić coś jeszcze, tym razem wg przepisu z portalu Kwestia Smaku. 
   Odmierzałam skrupulatnie każdy gram i każdy mililitr. Po posmakowaniu jednak zupa wydała mi się zbyt, hmm..., słodka i mało wyrazista. Dodałam więc ok. 250ml passaty pomidorowej. Całość przelałam do dużego naczynia żaroodpornego, ułożyłam na górze bagietkę, wg przepisu i zapiekłam. 
   Wyszła dobra i sycąca zupka. Tylko tej cebulki w ogromnej ilości jakoś przełknąć nie mogłam... 

Pyszny, zapieczony ser...
... i tymianek świeży i suszony.

środa, 10 lipca 2013

Pierwsza książka kucharska po obcemu

   Moja mania gromadzenia przepisów sięga zenitu. Choć w takich sytuacjach jak ta, wolę myśleć, że po prostu lubię otaczać się ładnymi przedmiotami. 
   Buszując po TkMaxx trafiłam na słodziutką książkę z przepisami na ciasteczka. A, że nasz słoik na słodkości do kawy właśnie powoli pustoszeje, był to dobry pretekst do tego, żeby książkę zakupić. Jak na razie cieszę nią tylko swe oczęta, ale już niedługo wypróbuję pierwszy przepis i na 100% będą to któreś z czekoladowych ciasteczek. 
Znajoma sceneria balkonowa. 

Czekolada, owoce, musli, jogurty - uwielbiam i nie umiem bez nich żyć.

Pochłonęłabym jednym kęsem :)

sobota, 6 lipca 2013

"Pokój" poranny, całodzienny i całonocny

   I jest. Pierwszy "pokój" w naszym mieszkanku, który jest wykończony w 100%. Mogę spędzać w nim godziny o każdej porze dnia i nocy, nie zmieniając przy tym pozycji. Czyli nogi wyciągnięte i na zmianę laptop-książka-gazeta :) Tym pokojem jest ... balkon. 
   Efekty możecie zobaczyć poniżej. 
   
   P.S. Zdjęcia były robione 3 dni temu, a lawenda zdążyła już troszkę urosnąć od tej pory :)

Turkusowy kolor, w którym zakochałam się jeszcze przed wakacjami w Grecji.

Świeczniki - Jysk.

Do tego kawka i życie staje się piękniejsze.



To już przy oknie balkonowym. Domowy zielnik.

Oto, co może wyrosnąć z maleńkich ziarenek.

niedziela, 23 czerwca 2013

Mania gromadzenia przepisów

    Tym razem pierwsza tarta na słodko. Bo tych na słono - obiadowych upiekłam w swoim życiu już dużo. 
   Co tydzień staram się wypróbowywać choć jeden nowy przepis. Mam manię ich gromadzenia. Zapisuję, fotografuję, wycinam wszystkie, które wydają mi się godne wypróbowania, a połączenia składników wydają mi się interesujące. 
   Tym razem trafiło na tartę z truskawkami. Przepis znalazłam kiedyś w jakiejś claudio-olivio-podobnej gazecie. Cyknęłam fotkę i zapisałam w folderze o jakże tajemniczej nazwie "Przepisy".  
   No i wczoraj postanowiłam, że przyszedł czas na to, by zmierzyć się z pierwszą w swoim życiu owocową tartą. 
   Efekt smakowy dorównuje temu jak ciacho wygląda. Czy jest ktoś ciekaw przepisu? ;)



niedziela, 16 czerwca 2013

Mój pierwszy raz :)

   Wstyd się przyznać, ale nigdy nie gotowałam prawdziwej zupy. Bo do tych z proszku wstyd się przyznawać. Jest to niewątpliwie podyktowane tym, że mój Mąż zup wszelkiej maści po prostu nie lubi. Jak już zje jakąś to jedynie z grzeczności. Dziś jednak naszła mnie ogromna ochota na ciepłą i pożywną zupkę, najlepiej grzybową. 
   Otworzyłam folder z przepisami na zupki i odnalazłam odpowiednią recepturę. Moja babcia zawsze powtarza, że zupa to najprostsza rzecz do ugotowania. Nie podzielałam jej zdania aż do dziś. Wyszło pysznie, aromatycznie, grzybowo - tymiankowo. Do zupki duuużo poskręcanego makaronu. Ja lubię gęste zupy, takie, że można w misce postawić łyżkę. Dlatego też "części płynnej" było w niej niewiele. 
   Na zupę skusił się również mój Mąż, tym razem po prostu z głodu :). Mówił, że dobre, a takie słowa z jego ust opisujące zupę, to chyba najlepszy komplement. 

Jest i marchewka, i seler i natka. Bulion ugotowałam na kości odkrojonej od kawałka schabu.


poniedziałek, 10 czerwca 2013

Truskawkove love

    Doczekałam się. Truskawki, na które czekam z utęsknieniem cały rok w końcu są dostępne w wersji krajowej i przesłodkiej oraz w przystępnej cenie. Na drugi dzień po powrocie z urlopu udaliśmy się na ryneczek i rzutem na taśmę udało nam się kupić przedostatnią łubiankę sprzedaną tam tego dnia. 
   Truskawki uwielbiam w każdej postaci. Świeże z jogurtem greckim, bitą śmietaną lub gołe jak je natura stworzyła, w cieście, w koktajlu, zmiksowane i zmrożone na mus, w czekoladzie, jako nadzienie do naleśników - długo jeszcze można by wymieniać. Oprócz tego, że jedliśmy je w kilku wyżej wymienionych postaciach, trafiły również do ciasta. 
   Bardzo lubię wypróbowywać nowe przepisy. Bardzo często sięgam po te z portalu Kwestia smaku. Tak było też i tym razem z ciastem jogurtowym z truskawkami. O ile bardzo często modyfikuję smaki w daniach, które przyrządzam na podstawie przepisów, to z ciastami jeszcze mi to za bardzo nie wychodzi. Zawsze więc trzymam się proporcji. 
    Efekt mojej skrupulatności można podziwiać na zdjęciach poniżej. 
Można jeść na przemian - raz czereśnia, raz kęs ciasta. Letnia pychota!

niedziela, 19 maja 2013

Sezonowa przemiana smaków

      Rabarbar kojarzy mi się z dzieciństwem. Z pyszną drożdżówką mojej babci, gdzie kwaskowate kawałeczki zanurzone były w puszystym delikatnym cieście i przykryte słodziutką kruszonkową kołderką. Postanowiłam sprawdzić, czy w rabarbarowych wypiekach potrafię dorównać mojej babci. Wybrałam kruchy placek z rabarbarem, daktylami i ananasem również przykryty kołderką - ażurową, w modną kratkę. 
       Wyszło przepysznie. Delikatnie kwaskowaty rabarbar rozpływa się w ustach razem ze słodkim musem stworzonym z soku z ananasa i cukru pudru. Ciasto idealnie kruche nie przytłacza sobą owoców, a zanurzone w gałce lekko roztopionych lodów śmietankowych jest idealnym dopełnieniem słodkiego musu. 
       Kawałek jeszcze ciepłego ciasta i gałka zmrożonych lodów w ciepły wiosenny dzień, zjedzona na balkonie to jest to, co sprawia, że życie jest piękne. 

Któż by pomyślał, że za tym rabarbarowym rumieńcem
kryje się tak cudownie rześki kwaskowaty smak. 

Już za 2 tygodnie wymarzony i oczekiwany z utęsknieniem urlop na greckiej wyspie Zakhintos.
Już nie mogę doczekać się tych kulinarnych wspaniałości...

niedziela, 12 maja 2013

Rocznica Pierwsza Pożycia Małżeńskiego

     Ten weekend przyniósł nam wiele przyjemności. Zaczęło się od tych dla mnie. Zaczęłam szaleć na ryneczku - nakupowałam ziół, które teraz dumnie prężą się na balkonie. Mięta, estragon, kolendra i cząber. Na dodatek mam apetyt na więcej, ale to w kolejną sobotę. Do tego do koszyka wrzuciłam mango, banana i pomarańcze, z których zrobię jutro bombę energetyczną i witaminową. No i szparagi, których, wstyd się przyznać, nigdy w życiu nie jadłam - te też na jutro z młodymi ziemniaczkami i kurczakiem na obiad. 
    Wieczorem natomiast zrobiłam swoje pierwsze w życiu tiramisu. Takie prawdziwe z amaretto, jajkami ubijanymi na parze i wielką ilością mascarpone. Okazja bowiem nie byle jaka, bo pierwsza rocznica ślubu. 
     Z tejże okazji można było sobie pozwolić na poranną kawę w łóżku ze wspomnianym wcześniej tiramisu, leniwe śniadanie (moim ulubionym ostatnio smakiem jest smak świeżego pieczywa z wędzoną makrelą, papryką i kołderką z roszponki i sałaty masłowej), wycieczka do kina, obiad w restauracji i herbatka na balkonie. Ta ostatnia okraszona naturalnym sokiem z żurawiny i ziół. 
      Przy okazji polecam Wam restaurację Masala (Gdańsk Główny, Galeria Handlowa Madison) razem z tymi przepysznymi sosami, które dodawane są do każdego z dań - piękny zielony o aromacie kolendry i mięty, ognisty chili i słoneczny o aromacie curry. Na świecie jest tyle piękna, którego należy doświadczyć. 
    Dwa dni i jakże wiele przyjemności. Lecz czyż człowiek na nie nie zasługuje? Ciężka praca, poranne wstawanie 5 dni w tygodniu, zmartwienia i troski, obowiązki, które wypełniamy każdego dnia - czy nie należy zbilansować tego wszystkiego chociażby weekendowymi przyjemnościami? 
       Obowiązki, przyjemności i wszystko związane z filozofią Carpe diem to dla mnie jednak nie wszystko. Uważam, że człowiek powinien nieustannie nad sobą pracować i stawiać sobie nowe wyzwania - czasami małe i banalne, czasami większe i bardziej ambitne. Moje dzisiejsze to: 
  • miesiąc (a jeśli się uda to dłużej) ćwiczeń - program "Skalpel" Ewy Chodakowskiej 3 razy w tygodniu + 3 razy w tygodniu zajęcia fitness - można, a co!
  • definitywny koniec z wędlinami kupowanymi w sklepach - od teraz tylko swojskie, marynowane w naszych ulubionych ziołach i przyprawach, nadziewane śliwkami, grzybami, suszonymi pomidorami, bakaliami i innymi cudami, wyrabiane by myself :)
Trzeba wyrabiać w sobie dobre nawyki każdego dnia, a co! :)

Chyba najbardziej delikatne i rozpływające się w ustach kalorie świata

Tiramisu nie wymaga zbyt spektakularnej oprawy, sam w sobie jest dziełem sztuki

Dla Męża trochę większa porcja ;)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Nasze trojaczki

    Sezon (pierwszy) grzebania w ziemi czas zacząć. Niestety możliwości ze względu na ograniczoną powierzchnię balkonową (a w dużej części już zajętą) mam niewielkie. Spełniam jednak powolutku swoje małe marzenia - na pierwszy rzut ziółka. Trojaczki. O wdzięcznych imionach - Bazylka, Tymuś i Oreganek :). Czyż nie są słodkie i wdzięczne? :)

Stoją sobie takie trzy maleństwa i wyciągają się prężnie w kierunku słońca.
Dziewczynka w  koronkowej sukience.
Panowie natomiast w sweterkach w luźne, klasyczne sploty.