Tak, tak... spędzam kilka godzin dziennie na intensywnych treningach po to, by:
- czuć się dobrze we własnym ciele, akceptować je i móc stanąć przed lustrem i stwierdzić, że dobrze wyglądam (a jeszcze niedawno wydawało mi się to zupełnie niemożliwe)
- móc bezkarnie zjeść o jeden (no dobra, może dwa) kawałki ciasta/kostki czekolady/ciasteczka więcej niż zwykle :)
No i żeby nie wciskać w tego mojego biednego Męża całych blach ciast, które piekę (ostatnio namiętnie i prawie już nałogowo).
Tym razem wypróbowałam szarlotkę z malinami - przepis zaczerpnięty z książki Elizy Mórawskiej (cudowny prezent urodzinowy). Wyszła jak z obrazka :)
Słodki, ale jednocześnie orzeźwiający smak owoców i kruchość delikatnego ciasta rozpływającego się w ustach. Pyszności :)
Trochę z oddali... |
... i lekki zoom :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz