Wstyd się przyznać, ale nigdy nie gotowałam prawdziwej zupy. Bo do tych z proszku wstyd się przyznawać. Jest to niewątpliwie podyktowane tym, że mój Mąż zup wszelkiej maści po prostu nie lubi. Jak już zje jakąś to jedynie z grzeczności. Dziś jednak naszła mnie ogromna ochota na ciepłą i pożywną zupkę, najlepiej grzybową.
Otworzyłam folder z przepisami na zupki i odnalazłam odpowiednią recepturę. Moja babcia zawsze powtarza, że zupa to najprostsza rzecz do ugotowania. Nie podzielałam jej zdania aż do dziś. Wyszło pysznie, aromatycznie, grzybowo - tymiankowo. Do zupki duuużo poskręcanego makaronu. Ja lubię gęste zupy, takie, że można w misce postawić łyżkę. Dlatego też "części płynnej" było w niej niewiele.
Na zupę skusił się również mój Mąż, tym razem po prostu z głodu :). Mówił, że dobre, a takie słowa z jego ust opisujące zupę, to chyba najlepszy komplement.
Jest i marchewka, i seler i natka. Bulion ugotowałam na kości odkrojonej od kawałka schabu. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz